czwartek, 30 czerwca 2011

Kilka kadrów z mojej kuchni- odsłona druga

Fascynacja kropkami i czerwonymi dodatkami do kuchni wprawiła mnie w pewien zespół natręctw, polegający na tym, że jak tylko wejdę do jakiegokolwiek sklepu ze ,,skorupami'' biegam od półki do półki w poszukiwaniu czegoś, co współgrałoby z tym, co już mam. Potrzebne czy niepotrzebne, nieważne ale wyszperane i współgrające z całością powiedzmy, że to jest przecież najważniejsze...Na przestrzeni kilku ostatnich dni wyszperałam w jednym z owych sklepów czapeczki do słoików, które sprowadzane wprost ze Skandynawii w liczbie sztuk 6 podbiły moje serce. Do kolekcji dokupiłam porcelanowy kubek dosyć pokaźnych rozmiarów pasujący idealnie na sezonowe owoce typu maliny, porzeczki, poziomki oraz czerwoną patelnię. Pewnie za jakiś czas jak przestanę pałac do tego koloru sympatią zacznę sobie pluć w brodę, po co i dlaczego ale póki, co jestem w 7 niebie. Powstały również dzieła mojej produkcji, czyli niewielkich rozmiarów pele mele, ozdobne karteczki z przepisami, z których lubię korzystać przed naporem spodziewanych gości, przemalowałam również zielony metalowy dzbanek na biel oraz metalową podstawkę pod książkę kucharską, która pierwotnie była czarna. Zakwitły również moje doniczkowe kwiaty oczywiście na czerwono a dziś z córką w trakcie spacery zerwałyśmy piękny bukiet polnych maków, chabrów, rumianków, które cieszą swym widokiem nie tylko z okna córki pokoju ale również w naszych wazonach. Tak czy inaczej dodatki z mojej kuchni prezentują się następująco.






poniedziałek, 27 czerwca 2011

Rodzina...

Wg definicji: rodzina jest podstawową mikrostrukturą społeczną. Stanowi pewien rodzaj ładu i zapotrzebowania społecznego. Służy zaspokajaniu potrzeb ekonomicznych. Rodzina występuje od najdawniejszych czasów w różnej postaci. Początkowo przyjmowała formę rodzin wielopokoleniowych, gdzie pod jednym dachem zamieszkiwali wszyscy członkowie rodu. Dziadkowie brali wówczas czynny udział w wychowywaniu dzieci, byli bardzo szanowani i każdy korzystał z ich porad. Współczesna rodzina składa się najczęściej tylko z rodziców i dzieci, którzy zamieszkują pod wspólnym dachem. Rola dziadków nie jest już tak ogromna jak dawniej. To rodzice pełnią funkcję nauczycieli i przewodników w życiu. Rodzina określa stosunki pokrewieństwa i dziedziczenia. Daje ona także utrzymanie i opiekę jej członkom. Przygotowuje ona także do samodzielnego życia i tworzy wspólne jedno gospodarstwo domowe. Jest swego rodzaju instytucją społeczną, która zaspokaja potrzeby swoich członków, ale także całego społeczeństwa. Rodzina stanowi pewien rodzaj wspólnoty i jest formą zrzeszenia. 

Dla mnie rodzina to  studnia pełna wody, z której czerpię gdy jestem spragniona szczęścia, to motyle w brzuchu, które wprost czuję gdy jest blisko mnie i jest nam dobrze, to moi przyjaciele, towarzysze, wierni powiernicy tajemnic, lekarstwo na niepogodę, eliksir życia, duszy tchnienie, radość istnienia, ciepło, które grzeje gdy bywa mi zimno, motywacja do działania, wszystko co kocham i czego pragnę, jest spełnionym marzeniem. Bez niej moja ludzka egzystencja byłaby marnością, szarą wegetacją, smutkiem istnienia, samotnością. I najważniejsze rodzina to wszechpotężna miłość, która bezgranicznie trwa i nie ma jej końca.










Tylko ja i moja przestrzeń...

Tylko ja i moja przestrzeń, biorę z niej co najlepsze, śpiewał ktoś kiedyś. Myślę, że słowa tej hip-hopowej piosenki idealnie odzwierciedlają klimat owej blogowej notki. Ta nasza przestrzeń znajduje się około 40 minut drogi od naszego domu, wiedzie krętymi drogami pośród Bursztynowego Lasu, w drodze mijamy Międzynarodowy Ośrodek Żeglarstwa i docieramy w to miejsce, które schowane jest za lasem i pasmem piaszczystych wydm. Kiedyś ponoć ze względu na swoją dzikość i wyobcowanie była to plaża nudystów a teraz odnaleźć można tu spokój duszy. Tym razem było wietrznie, uwielbiam wspiąć się na szczyt skalistego wzgórza i wsłuchiwać się w szum fal bijących o kamienny brzeg. Uwielbiam czuć piasek pod stopami, letni wiatr na policzkach, po prostu uwielbiam tam być.












piątek, 24 czerwca 2011

Moc słodyczy

Dawno, dawno temu, no dobra to nie było aż tak dawno, wyszłam za mąż za pewnego mężczyznę. Owy mężczyzna, któremu na imię na literę T. uwielbia gdy żona czyli ta na literę D. czyt. jego druga połowa, urzęduje w kuchni i tworzy ciasta i desery. Mężczyzna to demon sportu, wiecznie głodny i spragniony. Żona ta na literę D. względnie lubi spędzać czas w pomieszczeniu na literę k. zwanym kuchnią ale czego nie robi się dla swojego mężczyzny. I tak w dniu wczorajszym wolnym od pracy powstały muffinki i placek z truskawkami warte grzechu pokuszenia. Co tam dodatkowe kg czy obłędne liczenie kalorii, każdy z nas powinien pozwolić sobie na tę moc słodyczy. Niech moc endorfin płynąca z deserowej słodyczy będzie z nami he, he.

Na słodko, misz-maszowy podwieczorek na balkonie.





środa, 22 czerwca 2011

Ciasto z rabararem w wersji przedszkolaka

Od dwóch a może nawet trzech tygodni miałam nieodpartą ochotę na ciasto z rabarbarem. Przywołuje ono czasy beztroskiego dzieciństwa a słodko-kwaśny smak bez wątpienia podbija moje podniebienie. Mówią, że gdzie kucharek sześc tam nie ma co jeść ale co mi tam, wspólnie z córką pichcimy i nasze potrawy są niczego sobie. Przepis zaczerpnięty został przeze mnie żywcem ze strony MOJE WYPIEKI a co najważniejsze ciasto wyszło idealnie puszyste, wilgotne, po prostu smaczne. W jakże prosty i szybki sposób można umilić sobie czas a brzuchy naszej trójki były wprost zadowolone, dokładnie jak w reklamie kaszki Bobo Vita.




 Przedstawiam wam jeszcze kucharkę w akcji ciasto rabarbarowe




poniedziałek, 20 czerwca 2011

Ogórki, truskawki, cukinia czyli kulinarny zawrót głowy

Pogoda niestety ostatnimi dniami nas nie rozpieszcza, dokładnie jest tak jak w życiu bywa czyli czasem słońce a czasem deszcz. Wolny czas spędzam więc m.in. w kuchni realizując się tymczasowo w roli kury domowej. Na gotowanie muszę mieć wenę i chęci a wtedy wszystko wychodzi smaczne. Bywają też dni gdy nie mam nastroju, by pichcić a wtedy to potrafię przypalić nawet wodę na herbatę he, he. Tak czy inaczej dziś spróbowałam swoich sił w temacie kulinarnym zwanym przetwory. Powstało więc kilka słoiczków dżemów truskawkowych i kilka słoików ogórków małosolnych oraz danie szybkie i proste: cukinia w cieście, którą wprost uwielbiam. Dżem wyszedł puszysty aczkolwiek jak dla mnie nieco za słodki. We troje zjedliśmy jeden słoiczek z ciepłym chlebem dosłownie w 15 minut i zapewne smakowałby jeszcze lepiej z własnoręcznie upieczonym. Może kiedyś się pokuszę o upieczenie wiejskiego bochna. Ogórki zdegustujemy za 2-3 dni więc trzymajcie kciuki, by się udały. Co do kotlecików to najsmaczniejsze są te na serze mozzarella i pomidorach a cały ich sekret polega na tym, by zrobić je w odpowiednim cieście i tu podaję przepis zapożyczony żywcem z programu Ewy Wachowicz, zaznaczając przy tym, że ciasto to można używać również do różnego rodzaju mięs i ryb:
Przepis na chrupiące ciasto do kotlecików:
3 jajka ubić na puszystą masę
1 łyżeczka kopiasta proszku do pieczenia
3 łyżki mąki ziemniaczanej
3 łyżki mąki pszennej
Do smaku szczypta soli i pieprzu, wszystko starannie wymieszać na jednolitą masę
Smażyć na rozgrzanej oliwie z oliwek








Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...